poniedziałek, 6 lipca 2015

1.11 Zasłużony odpoczynek



Zanim dotarli do Fortu Locke, dochodziło już południe. Z pewnością przybyliby wcześniej, lecz zmęczona drużyna była na skraju sił. Gdy Clarith potknęła się po raz kolejny, upadła i nie dała rady się podnieść, Khelgar siłą wymusił na reszcie zgodę na postój oraz krótki odpoczynek. Nie rozpalali ogniska ze względu na rzezimieszków oraz wrogów Flomein; dziewczyna zapewniła ich, że godzina spokoju pozwoli jej odzyskać wystarczające siły, by dojść do Fortu.
Kiedy wyszli z niewielkiego wąwozu i przed nimi wyrosło wzgórze, na którym znajdował się cel ich wędrówki, Clarith odetchnęła z wyraźną ulgą. W biały dzień było mało prawdopodobne, żeby cokolwiek ich zaatakowało, a wszyscy potrzebowali solidnego odpoczynku.
Na drodze przed nimi zamajaczyły sylwetki kilku postaci zmierzających w ich kierunku.
— Kogo znowu licho niesie? — warknął znużony krasnolud, prostując się nieznacznie i mrużąc lekko oczy. Jednak dostrzegając w przodującym mężczyźnie porucznika Fortu Locke, ponownie przygarbił plecy, szybko tracąc zainteresowanie komitetem powitalnym.
Porucznik Vallis Anton przywdział na usta serdeczny uśmiech, jednak w jego oczach kryło się coś dziwnego, co nie uszło uwadze Clarith. Mężczyzna już podczas ich pierwszej rozmowy zachowywał się niezwykle władczo oraz pyszałkowato. Nie polubiła go, co nie znaczyło, że Vallis faktycznie miał jakiekolwiek złe zamiary.
— Komendancie! — zakrzyknął. — Dobrze widzieć pana żywego i w dobrym zdrowiu. Z pewnością zaraz po przyjściu do fortu przygotuje pan raport.
Tann skinął powoli głową.
— Oczywiście, poruczniku. Mamy wiele do omówienia. — Spojrzał na towarzyszących Vallisowi żołnierzy i dodał: — Proszę zwołać oficerów. Niedługo do nich dołączę.
Gdy komendant chciał wyminąć niewysokiego mężczyznę oraz jego dwóch towarzyszy, Vallis złapał go niezbyt czule za ramię i ponownie pchnął ku reszcie, jakby miał do czynienia z niesfornym dzieckiem przyłapanym na złym uczynku, nie zaś z dowódcą.
— Złoży pan raport bezpośrednio mnie — położył szczególny nacisk na ostatnie słowo, zaś cała przesadna radość sprzed kilku chwil momentalnie wyparowała — a ja przedstawię go oficerom. Zwalniam pana z obowiązków.
Clarith zamarła, podobnie jak dwóch uratowanych żołnierzy oraz reszta jej drużyny. Nie tego się spodziewali po całonocnych walkach oraz uniknięciu śmierci ze strony szalonego nekromanty i jego nieumarłych podopiecznych.
Vallis najwyraźniej był równie wstrząśnięty, co inni, ponieważ zamrugał kilka razy, a potem parsknął niedowierzająco.
— Co w ciebie wstąpiło? — spytał, by po chwili dodać ostrzejszym tonem: — Wydałem ci rozkazy. Masz je wypełnić.
— Teraz ja jestem komendantem Fortu Locke, Tann — warknął nieprzyjemnie Vallis, po czym postąpił dwa kroki w kierunku zaskoczonego oraz zbitego z tropu żołnierza. — Przekażesz mi szczegóły, a potem wrócisz do swojej kwatery, bo inaczej każę cię aresztować za niesubordynację.
Khelgar zatuszował zmieszanie krótkim napadem ciężkiego kaszlu, zaś Neeshka z kolei wpatrywała się w ludzi, jakby zobaczyła ich po raz pierwszy w życiu.
Clarith natomiast poczuła się w obowiązku stanąć w obronie Vallisa.
— Komendant wydał ci rozkazy, Vallis… — zaczęła pozornie spokojnym głosem, za którym czaiła się groźba. — Masz obowiązek je wypełnić.
Jednakże porucznik zachowywał się jak w transie – całą uwagę skupił na dowódcy, a słowa dziewczyny przeszły bez echa.
Mężczyzna mówił dalej, nakręcając się jeszcze mocniej:
— Nie zamierzam stać i patrzeć, jak przez ciebie — tu dźgnął zdziwionego Vallisa w pierś — garnizon ponownie się rozpada, Tann. Strata trzech patroli była bezpośrednim skutkiem twoich błędów w przygotowaniu ludzi. Nie nadajesz się na dowódcę.
— Ludzie byli tak dobrze przygotowani, jak tylko się dało, poruczniku — zauważył szybko Tann, czując, że musiał się zacząć jakoś bronić przed bezpodstawnymi atakami ze strony żołnierza. — Jeżeli pan to kwestionuje, może pan przedstawić tę sprawę moim przełożonym. Nie załatwia się tego w taki sposób.
Porucznika Vallisa te argumenty jednak nie przekonały, bo odsunął się od komendanta i prychnął ostentacyjnie.
— Dość już usłyszałem. Ludzie! — Dwóch żołnierzy natychmiast się wyprostowało, pobrzękując zbrojami, wyciągnąwszy z pochew proste miecze. — Aresztować go! Jeżeli będzie stawiał opór, użyjcie wszelkich środków, żeby go poskromić.
Clarith natychmiast wyszła przed zszokowanego takim obrotem wydarzeń komendanta, podnosząc ręce w geście kapitulacji.
— Myślę, że żołnierze wiedzą, kto jest ich dowódcą. — Spojrzała na zbliżających się zbrojnych i uśmiechnęła słodko, jednocześnie szukając w swoim ciele resztek sił, by móc przywołać najmniejsze chociaż zaklęcie unieszkodliwiające. — Prawda, panowie?
Porucznik nareszcie zwrócił na nią uwagę, jednak obdarzył ją spojrzeniem pełnym wzgardy, które utwierdziło Flomein w przekonaniu, że tę potyczkę również będzie trzeba rozwiązać siłowo.
— Och, wiedzą. Żołnierze chcą dyscypliny. I to właśnie im daję… — Mężczyzna zmrużył oczy, by ponownie zwrócić się w kierunku komendanta. — Mógłbyś się ode mnie wiele nauczyć, Tann.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o uwagę szalonego człowieka. Clarith mogła już wcześniej się zorientować, że Vallis kierował się chorymi ambicjami, był zaślepiony marzeniami o nieograniczonej władzy, a dziwne zniknięcia patroli stały się idealnym pretekstem do przejęcia władzy w garnizonie. Musiała też przyznać, że nieźle to sobie umyślił: do fortu przypałętała się drużyna wątpliwego pochodzenia, więc postanowił i ją skazać na rzeź, bo za mocno węszyła. Nie spodziewał się jednak, że wątłe dziewoje oraz bogobojny krasnolud dadzą radę odeprzeć atak wroga oraz wrócić, przyprowadzając Tanna całego i w dobrym, choć nieco nadwątlonym zdrowiu.
Usłyszawszy szczęk wysuwanego z pochwy miecza, Clarith otrząsnęła się z ponurych rozmyślań, po czym spojrzała na gotujących się do ataku żołnierzy. Tym razem to Tann obnażył oręż, wiedząc doskonale, że bez walki się nie obejdzie.
— Nigdzie mnie nie zabierzesz, Vallis — warknął jasnowłosy komendant, obserwując krążących wokół niego żołnierzy. — To, czego się dopuszczasz, to zdrada!
Zimny śmiech porucznika na moment oderwał myśli grupy od nadchodzącej bitki. Vallis kręcił powoli głową, uśmiechając się pod nosem.
— Doprawdy? — odezwał się po kilku chwilach, patrząc z drwiną na dowódcę. — Chyba i tak wykazałem już zbyt wiele cierpliwości – zabić ich.
Flomein chciała zaprotestować, że to nie jej sprawa czy diabelstwa i krasnoluda, lecz było już za późno na dyplomatyczne ratowanie skóry. W ostatnim przebłysku zdrowego rozsądku, zanim adrenalina zupełnie uderzyła jej do głowy, zastanowiła się, gdzie podziali się inni żołnierze z fortu. Wszakże po ich prawej stronie rozciągała się ściana wzgórza, a na nim wysoka palisada, za którym stacjonowała reszta oddziału Tanna.
Jednak chwilę później podopieczni szalonego porucznika skoczyli ku grupie i nie miała już czasu nad tym dłużej rozmyślać.
Vallis Anton jako pierwszy dopadł komendanta i zwarł z nim oręż, warcząc przy tym z wysiłku. Nawet jeśli Tann był wykończony po ostatnich wydarzeniach, jakimś cudem znalazł w sobie ostatnie pokłady energii, by się bronić, a także atakować.
Ona jednak nie miała tyle szczęścia – energii starczyło jej jedynie na utworzenie Antropicznej Ochrony; dalej była już zdana na siebie oraz nikłe umiejętności walki na krótkim dystansie.
Na szczęście Khelgar zachował jeszcze trochę sił, by zabić dwóch żołnierzy garnizonu przy niewielkiej pomocy ze strony Neeshki; inna sprawa się jednak miała w przypadku pojedynku między Tannem a Vallisem. Szanse wydawały się wyrównane, lecz po chwili to Tann przeszedł do natarcia, spychając zdrajcę do linii obrony.
Khelgar zamierzał się wtrącić i wspomóc porucznika, ale Clarith złapała go za ramię. Gdy krasnolud spojrzał na nią, pokręciła jedynie głową. Dezaktywowała ochronę, po czym splotła ręce na piersi.
— To ich walka, nie powinniśmy przeszkadzać — odpowiedziała, wsparła się na własnej broni i obserwowała przebieg. Wiedziała jednak, że gdy Tann zacznie przegrywać, nie zdoła powstrzymać Khelgara przed zabiciem Vallisa.
Ich obawy jednak okazały się niepotrzebne – Tann w końcu znalazł lukę w obronie swego niedawnego przyjaciela, a potem wyprowadził czysty, prosty cios prosto w brzuch, zagłębiając ostrze niemal po całą rękojeść. Zaskoczony Vallis charknął, zaś z jego ust wypłynęła strużka krwi. Po chwili upadł na piach martwy, wpatrując się zszokowanymi oczami w błękitne, bezchmurne niebo.
Tann otarł dłonią spocone czoło, po czym, nie chowając miecza do pochwy, zwrócił się do zmęczonej drużyny:
— Lepiej wrócę do fortu. Tylko bogowie wiedzą, co Vallis tam narobił.
Clarith westchnęła, wpatrując się w oddalającego się porucznika. Nie wiedziała, skąd czerpał tak ogromne zasoby mocy, ale podejrzewała, że wynikało to z troski o resztę garnizonu. Był za nich odpowiedzialny i nie wiedział, co się działo z nimi po zdradzie Vallisa.
Drużyna wlokła się noga za nogą w stronę zabudowań, powoli okrążając fort. Minął ich niewielki oddział żołnierzy najwyraźniej wysłanych przez Tanna do zabrania ciał. Pozdrowili ich uniesieniem dłoni, po czym zniknęli za zakrętem.
Dojście do głównego wejścia nie zajęło im dużo czasu; w środku fortu atmosfera wydawała się spokojna, nigdzie nie było śladów walk – najwyraźniej Vallis nie miał aż tylu zwolenników, jak uważał.
Zaraz po przekroczeniu bram dopadł ich szeryf Cormick. Clarith kiwnęła na Neeshkę oraz Khelgara, aby znaleźli ustronne miejsce, gdzie mogliby wypocząć przed dalszą wędrówką, a sama została, by porozmawiać z mężczyzną.
Komendant Tann wrócił, z Vallisem już spokój, i wygląda na to, że patrole niedługo zostaną wznowione. Nieźle, całkiem nieźle — zauważył z niemałym podziwem szeryf, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
— Cieszę się, że mogliśmy pomóc — przyznała ze znużeniem, ukradkowo ziewając i marząc już tylko o tym, by spocząć gdzieś w cieniu drewnianego muru.
— Wydaje się, że masz talent do rozwiązywania problemów — odezwał się ponownie Cormick, a Clarith z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem.
Nie tak dawno temu słyszała, że posiadała zupełnie inny talent – do przyciągania kłopotów.
Następne słowa szeryfa wprawiły ją jednak w zdumienie:
— Przydałby mi się ktoś taki jak ty i twoi towarzysze.
Clarith nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko wymusiła uśmiech, słuchając dalszej wypowiedzi.
— Kiedy będziemy z powrotem w mieście, odpowiednio cię wynagrodzę — zapewnił ją gorąco. — Kapitana Brelaina da się łatwo przekonać, że zasługujesz na jakiś drobiazg za udzielenie pomocy.
Szeryf podszedł do niej i mocno uścisnął jej dłoń, po czym poklepał po plecach.
— Jeśli będziesz szukać pracy w Neverwinter, zajrzyj do koszar strażników miejskich. — Wyprostował się, posłał jej ostatni uśmiech, po czym lekko przed nią skłonił. — Ja już lepiej pójdę; zbyt długo tutaj zabawiłem.
Clarith z ulgą pożegnała Cormicka, po czym dołączyła do już odpoczywających towarzyszy. Z tobołka zrobiła sobie poduszkę i nim się obejrzała, odpłynęła w krainę snów, utulona rozmowami żołnierzy i ludzi mieszkających w forcie.

~*~

Obudził ją Khelgar niedługo przed zachodem słońca. Podał jej miskę pełną parującego gulaszu, który przyrządziła jedna z żon stacjonujących w forcie żołnierzy, co dziewczyna przyjęła z ogromną wdzięcznością. Zaczęła czym prędzej pochłaniać zawartość naczynia, a w tym samym momencie podszedł do nich komendant Tann. Wyglądał lepiej niż wcześniej, jednak zmęczenie nadal nie opuszczało jego twarzy.
— Już rozmawiałem z szeryfem Cormickiem — oznajmił, przez chwilę przyglądając się, jak Khelgar ostrzył swój topór. — Patrole na drodze do Zachodniego Portu zostaną natychmiast wznowione. Nie mogę uwierzyć, że Vallis dopuścił do takiego wzrostu zagrożenia.
To i tak nie zwróci życia wielu ludziom, którzy zginęli przez tego człowieka, pomyślała, ale nie śmiała oznajmić tego na głos. I tak widziała, że komendanta zżerało poczucie winy.
— Rozmawiałem też z moim kowalem, nazywa się Jacoby. — Uśmiechnął się, gdy Khelgar uniósł wzrok z nadzieją. — Kazałem mu, żeby udostępnił wam wszelkie dodatkowe uzbrojenie, jakie można tu znaleźć.
Radość krasnoluda sprawiła, że i Clarith spojrzała z wdzięcznością na jasnowłosego mężczyznę.
— Poda wam koszt tych przedmiotów. — Khelgar natychmiast spoważniał, co wprawiło Neeshkę w rozbawienie. — Chciałbym móc wam je po prostu ofiarować, ale liczykrupy z Neverwinter urwałyby mi za to głowę.
Khelgar z oburzeniem uniósł palec, ale Clarith szybko go uciszyła, wciskając jego twarz w mur i uśmiechając się z wdzięcznością.
— Dziękujemy, komendancie.
Tann skłonił się i odszedł, goniony przez czas oraz czekające na niego obowiązki. Rozeźlony Khelgar roztarł obolały nos i zaczął mruczeć pod nosem barwne przekleństwa, skupiając całą uwagę na toporze. Ignorował chichoty pań, swoją złość ukierunkowując na niczemu winny oręż.
Clarith przez chwilę obserwowała wzburzenie krasnoluda, a potem pomyślała, że przecież mogliby co nieco zarobić. Tann z pewnością pozbędzie się kilku problemów z głowy, zwłaszcza że ufał im i wiedział, jak dobrze radzili sobie z takimi misjami.
Odrzuciła miskę na bok, zerwała się na nogi i dorwała komendanta niedaleko ich małego obozowiska, gdy rozmawiał z jednym z podwładnych.
— Znalazłaby się dla nas jakaś praca? — spytała z nadzieją. — Nie mamy pieniędzy, a kilka monet więcej z pewnością przyda się przed podróżą do Neverwinter.
Po dłuższej chwili zastanawiania się Tann w końcu odpowiedział:
— Wyznaczyliśmy nagrodę dla tego, kto położy kres atakom bandytów na podróżnych. Jeśli chcesz wiedzieć, co planowali, porozmawiaj z uciekinierami. — Wskazał na kilku obszarpanych wieśniaków skulonych pod jedną z drewnianych palisad. — Chciałbym im pomóc, ale nie wiemy nawet, gdzie szukać tych oprychów.
— Zajmiemy się tym — obiecała, w duchu licząc na hojność fortu i ich mieszkańców. Miała tylko nadzieję, że jej prawdziwi wrogowie nie dopadną drużyny pierwsi.
— Byłbym bardzo wdzięczny — przyznał komendant z nadzieją. — Uciekinierzy też, tego jestem pewien. Porozmawiaj z nimi, poznaj szczegóły.
W tym samym czasie do rozmawiającej dwójki dołączył Khelgar Żelazna Pięść oraz nadal niepewna Neeshka. Clarith pokrótce nakreśliła im nową misję, a wtedy diabelstwo nagle odezwało się z dużą pewnością siebie:
— Chyba wiem, gdzie mogą być ci bandyci. — Gdy ujrzała troje par oczu wlepionych w nią, szybko straciła rezon, jednak nadal dzielnie kontynuowała: — Eee… w drodze do Fortu Locke minęłam jedno obozowisko, ale nie zatrzymałam się, żeby je zbadać.
Krasnolud wyglądał na zadowolonego. Zacierał ręce z uciechy, uśmiechając się szeroko.
— Warto by poświęcić trochę czasu na uporanie się z bandytami… no i byłaby to dobra okazja do poćwiczenia!
Rozbawiona Clarith przeniosła wzrok z Khelgara na komendanta.
— Ten garnizon chyba wzbudza duże zainteresowanie.
— To prawda — potaknął Tann. — Fort Locke widział już wiele bitew. To żadna niespodzianka, biorąc pod uwagę, że strzeżemy jedynej drogi prowadzącej do Bajora i z powrotem. Ale mury wytrzymały wszystko – nawet tę krwawą walkę z jakimś Królem Cieni. Nie uczestniczyłem w niej osobiście, ale słyszałem, że jeśli kiedykolwiek Fort Locke był bliski upadku, to właśnie wtedy. W końcu te mury nie powstały po to, by powstrzymać demony. Ale mimo to fort przetrwał. — Komendant zamyślił się na chwilę, zmarszczył brwi, po czym dodał już nieco ciszej: — Dlatego nie rozumiem, co zamierzał ten nekromanta.
— Może znalazł jakiś słaby punkt — podsunęła niepewnie Clarith.
— Być może — przyznał powoli Tann, jakby nie wierzył w to, że jego fort jakiekolwiek posiadał. — Dlatego kazałem sierżantom dokonać gruntownego przeglądu naszego systemu obrony. To miejsce przetrwało całe pokolenia. Nie chcę być znany jako komendant, który w końcu je stracił.
Tann ruszył powoli ścieżką, a Clarith dotrzymała mu kroku, nadal ciekawa wiedzy, jaką posiadał ten mężczyzna. Khelgar oraz Neeshka szli z tyłu, zajadle kłócąc się o ilość zdjętych przez nich wrogów.
— Co możesz mi powiedzieć o Królu Cieni? — spytała Flomein, obserwując nieco zamyślony profil komendanta.
Mężczyzna szedł powoli, witając się niemal z każdym, kogo mijali.
— W garnizonie mówi się, że był czarownikiem i dowodził hordą demonów — zaczął mówić. — Opowieść wspomina też, że ludzie z Neverwinter w końcu osaczyli go i zabili w Zachodnim Porcie, a wraz z nim zginęła większość mieszkańców wioski. Demony, którym udało się przeżyć, uciekły na północ i próbowały zdobyć ten fort. Nie było mnie tam — dodał po kilku chwilach milczenia, podczas których Clarith dostrzegła znajomą postać wśród innych ludzi. — Jeśli wierzyć opowieściom, to była prawdziwa jatka.
Dziewczyna podziękowała komendantowi za niedługą historię, po czym szybko podeszła do kupca, któremu uratowała już niejeden raz skórę. Witając się z nim, odniosła wrażenie, że stał się częścią jej drużyny.
— I znowu udało ci się przetrzeć dla mnie szlak. Teraz, kiedy patrole zostały przywrócone, będę podróżować bezpiecznie. Wyruszę natychmiast, jak tylko spakuję swój ekwipunek. Dziękuję wam. Znajomość z wami to prawdziwy zaszczyt.
Clarith po raz ostatni uścisnęła Galena na pożegnanie i patrzyła, jak znikał między podróżnymi przewijającymi się przez fort. Miała gorącą nadzieję, że tym razem uda mu się dotrzeć bezpiecznie na miejsce przeznaczenia. Życzyła mu jak najlepiej, bo ostatnimi czasy źle mu się wiodło i przeszedł za dużo jak na zwykłego kupca.
Odwróciła się w stronę drużyny, po czym podparła się pod boki, mierząc każdego z nich uważnym spojrzeniem.
— Ruszamy zapolować na bandytów?
— Już sądziłem, że nigdy nie zapytasz! — zakrzyknął podekscytowany Khelgar, niemal wyskakując w powietrze z radości na myśl o zbliżających się pojedynkach.
Flomein podziwiała hart ducha tego niewysokiego człowieczka.
Przy wyjściu z fortu drużyna napotkała kapłana. Miał nietęgą minę – był czymś wyraźnie strapiony. Clarith, niewiele myśląc, podeszła do mężczyzny z lekkim, zachęcającym uśmiechem na twarzy.
— Czy coś się stało? — spytała łagodnie, mając nadzieję, że był jednym z tych ludzi, którzy napotkali problem z bandytami.
I nie myliła się.
— Jestem skromnym kapłanem Ilmatera — odpowiedział zapytany. — Na drodze do Highcliff napadli mnie bandyci i zabrali mi święty symbol, który otrzymałem w chwili przyjęcia do zakonu.
— I chciałbyś, żeby go dla ciebie odzyskać — dopowiedziała Clarith, gdy mężczyzna zamilkł.
Ten przytaknął i dodał:
— Ten symbol ma dla mnie wartość nie tylko sentymentalną. Jest mi potrzebny do praktykowania magii uzdrawiającej – daru, którym obdarzył mnie Ilmater. Służba Ilmaterowi oznacza, że muszę nieść pomoc podróżnym, jak tylko potrafię najlepiej. Wędruję pomiędzy fortem a Highcliff, udzielając pomocy tym, którzy jej potrzebują. Sądziłem, że nawet bandyci nie napadliby kogoś takiego jak ja, ponieważ ślubowałem pomagać wszystkim podróżnym – również tym, którzy nie postępują zbyt praworządnie. Jakże się myliłem… — wymruczał już cicho, bardziej do siebie niż do drużyny.
— Odzyskamy dla ciebie ten symbol — powiedziała Clarith, posyłając zmartwionemu kapłanowi pocieszający uśmiech. — Wiesz, gdzie mogą być ci bandyci?
— Niestety nie — odparł mężczyzna. — Ale jeśli ci to pomoże, po obrabowaniu mnie uciekli na północ.
Nagle odezwała się Neeshka, która do tej pory wolała nie uczestniczyć w tego typu rozmowach:
— Jeżeli to ten obóz, który mijałam, to kto wie, ile tam trzymają złota?
Clarith przewróciła na tę wzmiankę oczami.
— Nie idziemy rabować, tylko odzyskiwać skradzione przedmioty — przypomniała jej, choć wizja kilku dodatkowych monet tanim kosztem nagle stała się dla Flomein kusząca, zwłaszcza w tak ciężkich czasach.
— Oczywiście — zapewniło gorąco diabelstwo, choć delikatny uśmiech błąkający się na ustach zarówno jej, jak i krasnoluda utwierdził Clarith w przekonaniu, że z pewnością ich nie upilnuje.
— Może mają jakieś nieuczciwe zyski, z których moglibyśmy uszczknąć — zastanawiała się głośno Neeshka, podjudzając tylko pozostałą dwójkę z drużyny.
Dziewczyna zaczęła rozmyślać, dlaczego w ogóle przyjęła tę małą złodziejkę pod swoje skrzydła.
Ruszyli w stronę bramy, głośno sprzeczając się o podział łupów, choć Flomein starała się ich uciszyć, a później odwieść od tego pomysłu. Krasnolud jednakże potrafił być uparty, nie wspominając już o złodziejskim diabelstwie.
Nagle Clarith poczuła zaciskające się na ramieniu palce. Spanikowana odepchnęła przybysza i podświadomie wzniosła wokół siebie barierę ochronną. Khelgar i Neeshka odwrócili się, jednak to nie był nikt wrogi – jedynie starsza, przestraszona kobieta w podartym płaszczu.
— Przepraszam — odezwała się wieśniaczka niepewnie — nie chciałam pani przestraszyć…
— Nic się nie stało — odparła już uspokojona Clarith, niwelując działanie powłoki ochronnej. — Możemy ci jakoś pomóc?
— Kapłan powiedział mi, że idziecie szukać bandy złodziejaszków, którzy tutaj grasują — odpowiedziała zapytana, obejmując się ramionami, jakby było jej zimno, choć wieczór należał do niezwykle ciepłych. — Porwali mojego męża i pomyślałam sobie…
— Jeżeli tylko natkniemy się na niego, z pewnością go odbijemy — zapewniła ją Clarith, posyłając kobiecie pokrzepiający uśmiech.
Twarz wieśniaczki wyraźnie się rozjaśniła.
— Bogom niech będą dzięki! Niech was błogosławią za waszą dobroć…
Nieznajoma odeszła wyraźnie spokojniejsza oraz pełna nadziei, zaś drużyna została sama na drodze, postawiona przed trudnym zadaniem – odnalezieniem garnizonu, odbiciem więźniów i rozbiciem szajki.
Po ostatnich dniach można powiedzieć, że to była bułka z masłem.

11 komentarzy:

  1. Super rozdział
    Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)
    Dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam, że to ff do Neverwintera, więc od razu zabrałam się do czytania, gdyż nad tą grą spędziłam wiele długich godzin.
    Po takim "wstępnym czytaniu" mogę stwierdzić, że idzie Ci naprawdę dobrze, choć wydaje mi się, że na początku miałaś pewien problem z uwolnieniem się od mechaniki gry. Od piątego rozdziału jednak wplatasz coraz więcej od siebie, więc jest dobrze, bo sama wiem, jak ciężko jest od tego odskoczyć. Przypuszczam też, że to trochę wina tego samouczka, bo on, przynajmniej dla mnie, jest odrobinę durnowaty ;)
    Co do kreacji bohaterów to wypowiem się więcej, gdy już przeczytam całość porządnie - dzisiaj skończyłam dwa pierwsze rozdziały, resztę tylko przejrzałam.
    Chciałam tylko zwrócić uwagę na nazywanie Khelgara "człowieczkiem". Trochę mi to nie pasuje do naszego nieustraszonego krasnoluda (choć spodobało mi się, jak w rozdziale "Cmentarz" Khelgar obawiał się nieumarłych; od razu skojarzyło mi się to z Gimlim i z Traktem Umarłych, bardzo dobrze przedstawia to charakter bohatera). No ale do rzeczy: określenie "człowieczek" do Khelgara raczej nie pasuje, zwłaszcza jeżeli użyte jest w narracji; lepiej brzmiałoby to, gdyby na przykład Neeshka tak go nazywała, żeby go zdenerwować ;) (kurczę, mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, bo nie wiem, czy do końca jasno to wyraziłam).
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, minęło... cholera, nawet nie wiem, ile dokładnie, ale bardzo dużo, odkąd ktokolwiek zostawił tutaj komentarz dłuższy od pytania, kiedy następna notka lub, że był fajny i czeka na następny xD Muszę przyznać, że Twój komentarz to dla mnie spore zaskoczenie :P
      Ach, no, od mechaniki bardzo ciężko się oderwać, ale mam nadzieję, że w końcu mi się uda (bo ciągle mam z nią problemy).
      Muszę przyznać, że aktualnie nie myślałam nad kontynuacją rozdziałów, które już są. Chcę raczej... zacząć pisać od początku, czyli od pierwszej części, drugą na razie odkładając na bok i ją poprawiając. Zwłaszcza że ostatnimi czasy mam z nią niemałe problemy i obawiam się, że będę zmuszona kupić ją raz jeszcze, a przynajmniej podstawę, bo dodatek wydaje się działać bez zastrzeżeń. Anyway - może postaram się opublikować te rozdziały, które zdążyłam opublikować, a w tym czasie kupię pierwszą część i po prostu zaczniemy od początku. Bo i tak to, co mam teraz, najpewniej stracę, a wiem już, co poprawić, więc nowa wersja byłaby lepsza, I hope...
      W każdym razie cieszę się, że tutaj wpadłaś i mam ogromną nadzieję, że zostaniesz na dłużej! :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. To znaczy, o ile dobrze rozumiałam, chcesz opisywać pierwszą część Neverwintera? O kurczę, brawo za odwagę, wydaje mi się, że tam oderwanie się od mechaniki będzie jeszcze trudniejsze, bo tam to tylko idź-zabij-przynieś; druga część mimo wszystko jest o wiele łatwiejsza do opowiedzenia. Ale, tak czy inaczej, również chętnie to przeczytam, bo to z pewnością będzie spore wyzwanie :)
      Co do problemów z grą (zakładam, że chodzi nadal o pierwszą część): może po prostu masz nieaktualną wersję patcha? Ostatnia to chyba 1.69; przynajmniej ja mam taką i wszystko śmiga bez zastrzeżeń.
      Tak czy inaczej, czy zaczniesz od pierwszej części, czy będziesz kontynuowała tę historię, na pewno chętnie przeczytam :)

      Usuń
    3. Taaaak, pierwsza część to mój aktualny cel :P Myślę, że będzie to fajne wyzwanie, będę mogła dodać coś od siebie, a nie tak jak w dwójce - trzymać się sztywno misji i iść jak po sznurku wraz z grą.
      Och, nie, mam problem z dwójką. Z podstawą. Jedno, że buntuje mi się przy okazji postaci, jaką gram, a przy okazji tego, że nie zawsze wszystko technicznie gra tak jak powinno. Nie wiem, czy to wina płyty (gierka ma już trochę lat), czy czegoś innego, ale najpewniej już niedługo będę musiała ponownie zainwestować kasę w nową płytę.
      Bardzo się z tego powodu cieszę! :) Mam nadzieję, że nie zawiodę! ^^

      Usuń
    4. Oj tak, jedynka to spore wyzwanie, ale masz rację, można to nieźle zrobić. Tło akcji nie jest aż tak rozbudowane, więc można trochę poszaleć z interpretacją postaci. Jeśli masz jakiś ciekawy pomysł, to na pewno wyjdzie z tego coś dobrego ;)
      Co do problemów z grą w sumie też dobrze byłoby sprawdzić, czy masz odpowiednie aktualizacje. Z tego co kojarzę gra była wypuszczona ze sporą ilością błędów (w pierwszej wersji pamiętam, że chyba w ogóle nie mogłam przejść gry).
      Jak już zaczniesz pisać, to daj znać. Jestem bardzo ciekawa, co Ci z tego wyjdzie :) Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Ano, jedynka to na pewno będzie spore wyzwanie, ale, cóż - pisanie ff na podstawie gier komputerowych i próba przerzucenia takich historii w tekst jest sporym wyzwaniem i w cholerę uczy o samym pisaniu i budowaniu światów, a mi się to bardzo przyda w pisaniu własnych fantasy tych aktualnych, jak i tych w przygotowaniu :)
      Ostatnio nie mam czasu, żeby odpalić grę, ale faktycznie musiałabym sprawdzić aktualizacje. Jeżeli nie są aktualne, to pewnie znalazłam źródło problemów :P Ale pożyjemy, zobaczymy :D
      Och, to jeszcze trochę, bo aktualnie chcę zrobić zapas w fantasy, które jest dla mnie ważniejsze od tego, ale pewnie niedługo zrobię jakieś podejście :)

      Usuń
  3. O, mówisz zapasach "growych" czy książkowych? ;) Kurczę, trochę offtop nam wyszedł, ale z moich znajomych tylko dwie osoby się fantasy interesują, więc korzystam ile wlezie ;P
    Przy takim pisaniu ff do gier, oprócz przerzucenia historii w tekst, trudne jest też pisanie czegoś nowego. Czytelnik zna przecież dobrze fabułę, więc jakieś nagłe zwroty akcji raczej go nie zaskoczą.
    I to jest chyba najtrudniejsze, nie sam fakt w zasadzie CO napisać, ale JAK to zrobić. Dla mnie największą bolączką przy pisaniu ff do gier jest już nawet nie fabuła, tylko to, że w ramach "uatrakcyjniania" wprowadzam za dużo angstów bohaterów, co później przy czytaniu sprawia, że płaczę ze śmiechu i dzielę się tymi tekstami w zasadzie tylko z wordem albo z zeszytem ;)
    Pozdrawiam i, jeśli nie masz nic przeciwko, zalinkuję Cię u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, piszę drugą powieść fantasy i ona jest jakby na pierwszym miejscu - to ff na drugim, zresztą HF o wiele łatwiej mi pisać niż samemu wszystko budować, opisywać i tak dalej ;)
      Korzystaj, korzystaj, ja zawsze chętna, by pogadać o takich rzeczach ;D
      No, to prawda, ale myślę, że sam fakt, iż widzisz coś, w co grałaś, w formie słów i spójnej powieści wydaje się już zaskoczeniem i osobiście czerpię przyjemność z czytania takich rzeczy. Moja beta na przykład pisze między innymi ff na podstawie Dragon Age, a że grałam w DA, to czyta mi się jej historię z ogromną przyjemnością :)
      Ja akurat aktualnie jeszcze jakoś mocno historii nie uatrakcyjniałam, ale podejrzewam, że na pewno będę musiała przy okazji pisania pierwszej części :P Ale fakt, sposób, w jaki chcesz wszystko przekazać, jest na pewno najtrudniejszy. Bo historię, wygląd postaci, wygląd lokacji i miejsca już masz - teraz tylko weź to opisz :P
      Nie mam nic przeciwko, wręcz będę baaaardzo wdzięczna! :)

      Usuń
  4. Wcale nie uważam, że znajomość fabuły jest czymś, co odbiera przyjemność z tekstu ;) Uwielbiam czytać ff chyba przede wszystkim wtedy, gdy główna fabuła schodzi trochę na boczny tor i można się skupić na różnych elementach, głównie bohaterach. Moimi ulubionymi pod tym względem są chyba ff do Baldur's Gate (nie wiem, czy grałaś, jeśli nie to polecam z czystym sercem), gdzie fabuła stwarza niesamowite wręcz pole do popisu.
    A ten nowy tekst też jest w świecie FR, czy może kombinujesz jakiś własny? ;)
    W takim razie zaraz dodam Cię do linków i zapraszam również do siebie taniec-z-lotrzykami.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony