Zanim dotarli
do Fortu Locke, dochodziło już południe. Z pewnością przybyliby wcześniej, lecz
zmęczona drużyna była na skraju sił. Gdy Clarith potknęła się po raz kolejny,
upadła i nie dała rady się podnieść, Khelgar siłą wymusił na reszcie zgodę na
postój oraz krótki odpoczynek. Nie rozpalali ogniska ze względu na
rzezimieszków oraz wrogów Flomein; dziewczyna zapewniła ich, że godzina spokoju
pozwoli jej odzyskać wystarczające siły, by dojść do Fortu.
Kiedy wyszli z niewielkiego
wąwozu i przed nimi wyrosło wzgórze, na którym znajdował się cel ich wędrówki,
Clarith odetchnęła z wyraźną ulgą. W biały dzień było mało prawdopodobne, żeby
cokolwiek ich zaatakowało, a wszyscy potrzebowali solidnego odpoczynku.
Na drodze przed
nimi zamajaczyły sylwetki kilku postaci zmierzających w ich kierunku.
— Kogo znowu
licho niesie? — warknął znużony krasnolud, prostując się nieznacznie i mrużąc
lekko oczy. Jednak dostrzegając w przodującym mężczyźnie porucznika Fortu
Locke, ponownie przygarbił plecy, szybko tracąc zainteresowanie komitetem
powitalnym.
Porucznik
Vallis Anton przywdział na usta serdeczny uśmiech, jednak w jego oczach kryło
się coś dziwnego, co nie uszło uwadze Clarith. Mężczyzna już podczas ich
pierwszej rozmowy zachowywał się niezwykle władczo oraz pyszałkowato. Nie
polubiła go, co nie znaczyło, że Vallis faktycznie miał jakiekolwiek złe
zamiary.
— Komendancie!
— zakrzyknął. — Dobrze widzieć pana żywego i w dobrym zdrowiu. Z pewnością
zaraz po przyjściu do fortu przygotuje pan raport.
Tann skinął
powoli głową.
— Oczywiście,
poruczniku. Mamy wiele do omówienia. — Spojrzał na towarzyszących Vallisowi
żołnierzy i dodał: — Proszę zwołać oficerów. Niedługo do nich dołączę.
Gdy komendant
chciał wyminąć niewysokiego mężczyznę oraz jego dwóch towarzyszy, Vallis złapał
go niezbyt czule za ramię i ponownie pchnął ku reszcie, jakby miał do czynienia
z niesfornym dzieckiem przyłapanym na złym uczynku, nie zaś z dowódcą.
— Złoży pan
raport bezpośrednio mnie — położył szczególny nacisk na ostatnie słowo, zaś
cała przesadna radość sprzed kilku chwil momentalnie wyparowała — a ja
przedstawię go oficerom. Zwalniam pana z obowiązków.
Clarith
zamarła, podobnie jak dwóch uratowanych żołnierzy oraz reszta jej drużyny. Nie
tego się spodziewali po całonocnych walkach oraz uniknięciu śmierci ze strony
szalonego nekromanty i jego nieumarłych podopiecznych.
Vallis
najwyraźniej był równie wstrząśnięty, co inni, ponieważ zamrugał kilka razy, a
potem parsknął niedowierzająco.
— Co w ciebie
wstąpiło? — spytał, by po chwili dodać ostrzejszym tonem: — Wydałem ci rozkazy.
Masz je wypełnić.
— Teraz ja
jestem komendantem Fortu Locke, Tann — warknął nieprzyjemnie Vallis, po czym
postąpił dwa kroki w kierunku zaskoczonego oraz zbitego z tropu żołnierza. —
Przekażesz mi szczegóły, a potem wrócisz do swojej kwatery, bo inaczej każę cię
aresztować za niesubordynację.
Khelgar
zatuszował zmieszanie krótkim napadem ciężkiego kaszlu, zaś Neeshka z kolei
wpatrywała się w ludzi, jakby zobaczyła ich po raz pierwszy w życiu.
Clarith
natomiast poczuła się w obowiązku stanąć w obronie Vallisa.
— Komendant
wydał ci rozkazy, Vallis… — zaczęła pozornie spokojnym głosem, za którym czaiła
się groźba. — Masz obowiązek je wypełnić.
Jednakże
porucznik zachowywał się jak w transie – całą uwagę skupił na dowódcy, a słowa
dziewczyny przeszły bez echa.
Mężczyzna mówił
dalej, nakręcając się jeszcze mocniej:
— Nie zamierzam
stać i patrzeć, jak przez ciebie — tu dźgnął zdziwionego Vallisa w pierś —
garnizon ponownie się rozpada, Tann. Strata trzech patroli była bezpośrednim
skutkiem twoich błędów w przygotowaniu ludzi. Nie nadajesz się na dowódcę.
— Ludzie byli
tak dobrze przygotowani, jak tylko się dało, poruczniku — zauważył szybko Tann,
czując, że musiał się zacząć jakoś bronić przed bezpodstawnymi atakami ze
strony żołnierza. — Jeżeli pan to kwestionuje, może pan przedstawić tę sprawę
moim przełożonym. Nie załatwia się tego w taki sposób.
Porucznika
Vallisa te argumenty jednak nie przekonały, bo odsunął się od komendanta i
prychnął ostentacyjnie.
— Dość już
usłyszałem. Ludzie! — Dwóch żołnierzy natychmiast się wyprostowało, pobrzękując
zbrojami, wyciągnąwszy z pochew proste miecze. — Aresztować go! Jeżeli będzie
stawiał opór, użyjcie wszelkich środków, żeby go poskromić.
Clarith
natychmiast wyszła przed zszokowanego takim obrotem wydarzeń komendanta,
podnosząc ręce w geście kapitulacji.
— Myślę, że
żołnierze wiedzą, kto jest ich dowódcą. — Spojrzała na zbliżających się
zbrojnych i uśmiechnęła słodko, jednocześnie szukając w swoim ciele resztek
sił, by móc przywołać najmniejsze chociaż zaklęcie unieszkodliwiające. —
Prawda, panowie?
Porucznik
nareszcie zwrócił na nią uwagę, jednak obdarzył ją spojrzeniem pełnym wzgardy,
które utwierdziło Flomein w przekonaniu, że tę potyczkę również będzie trzeba
rozwiązać siłowo.
— Och, wiedzą.
Żołnierze chcą dyscypliny. I to właśnie im daję… — Mężczyzna zmrużył oczy, by
ponownie zwrócić się w kierunku komendanta. — Mógłbyś się ode mnie wiele
nauczyć, Tann.
I to by było na
tyle, jeśli chodzi o uwagę szalonego człowieka. Clarith mogła już wcześniej się
zorientować, że Vallis kierował się chorymi ambicjami, był zaślepiony
marzeniami o nieograniczonej władzy, a dziwne zniknięcia patroli stały się
idealnym pretekstem do przejęcia władzy w garnizonie. Musiała też przyznać, że
nieźle to sobie umyślił: do fortu przypałętała się drużyna wątpliwego
pochodzenia, więc postanowił i ją skazać na rzeź, bo za mocno węszyła. Nie
spodziewał się jednak, że wątłe dziewoje oraz bogobojny krasnolud dadzą radę
odeprzeć atak wroga oraz wrócić, przyprowadzając Tanna całego i w dobrym, choć
nieco nadwątlonym zdrowiu.
Usłyszawszy
szczęk wysuwanego z pochwy miecza, Clarith otrząsnęła się z ponurych rozmyślań,
po czym spojrzała na gotujących się do ataku żołnierzy. Tym razem to Tann
obnażył oręż, wiedząc doskonale, że bez walki się nie obejdzie.
— Nigdzie mnie
nie zabierzesz, Vallis — warknął jasnowłosy komendant, obserwując krążących
wokół niego żołnierzy. — To, czego się dopuszczasz, to zdrada!
Zimny śmiech
porucznika na moment oderwał myśli grupy od nadchodzącej bitki. Vallis kręcił
powoli głową, uśmiechając się pod nosem.
— Doprawdy? —
odezwał się po kilku chwilach, patrząc z drwiną na dowódcę. — Chyba i tak
wykazałem już zbyt wiele cierpliwości – zabić ich.
Flomein chciała
zaprotestować, że to nie jej sprawa czy diabelstwa i krasnoluda, lecz było już
za późno na dyplomatyczne ratowanie skóry. W ostatnim przebłysku zdrowego
rozsądku, zanim adrenalina zupełnie uderzyła jej do głowy, zastanowiła się,
gdzie podziali się inni żołnierze z fortu. Wszakże po ich prawej stronie
rozciągała się ściana wzgórza, a na nim wysoka palisada, za którym stacjonowała
reszta oddziału Tanna.
Jednak chwilę
później podopieczni szalonego porucznika skoczyli ku grupie i nie miała już
czasu nad tym dłużej rozmyślać.
Vallis Anton
jako pierwszy dopadł komendanta i zwarł z nim oręż, warcząc przy tym z wysiłku.
Nawet jeśli Tann był wykończony po ostatnich wydarzeniach, jakimś cudem znalazł
w sobie ostatnie pokłady energii, by się bronić, a także atakować.
Ona jednak nie
miała tyle szczęścia – energii starczyło jej jedynie na utworzenie Antropicznej
Ochrony; dalej była już zdana na siebie oraz nikłe umiejętności walki na
krótkim dystansie.
Na szczęście
Khelgar zachował jeszcze trochę sił, by zabić dwóch żołnierzy garnizonu przy
niewielkiej pomocy ze strony Neeshki; inna sprawa się jednak miała w przypadku
pojedynku między Tannem a Vallisem. Szanse wydawały się wyrównane, lecz po
chwili to Tann przeszedł do natarcia, spychając zdrajcę do linii obrony.
Khelgar
zamierzał się wtrącić i wspomóc porucznika, ale Clarith złapała go za ramię.
Gdy krasnolud spojrzał na nią, pokręciła jedynie głową. Dezaktywowała ochronę,
po czym splotła ręce na piersi.
— To ich walka,
nie powinniśmy przeszkadzać — odpowiedziała, wsparła się na własnej broni i
obserwowała przebieg. Wiedziała jednak, że gdy Tann zacznie przegrywać, nie
zdoła powstrzymać Khelgara przed zabiciem Vallisa.
Ich obawy
jednak okazały się niepotrzebne – Tann w końcu znalazł lukę w obronie swego
niedawnego przyjaciela, a potem wyprowadził czysty, prosty cios prosto w
brzuch, zagłębiając ostrze niemal po całą rękojeść. Zaskoczony Vallis charknął,
zaś z jego ust wypłynęła strużka krwi. Po chwili upadł na piach martwy,
wpatrując się zszokowanymi oczami w błękitne, bezchmurne niebo.
Tann otarł
dłonią spocone czoło, po czym, nie chowając miecza do pochwy, zwrócił się do
zmęczonej drużyny:
— Lepiej wrócę
do fortu. Tylko bogowie wiedzą, co Vallis tam narobił.
Clarith
westchnęła, wpatrując się w oddalającego się porucznika. Nie wiedziała, skąd
czerpał tak ogromne zasoby mocy, ale podejrzewała, że wynikało to z troski o
resztę garnizonu. Był za nich odpowiedzialny i nie wiedział, co się działo z
nimi po zdradzie Vallisa.
Drużyna wlokła
się noga za nogą w stronę zabudowań, powoli okrążając fort. Minął ich niewielki
oddział żołnierzy najwyraźniej wysłanych przez Tanna do zabrania ciał.
Pozdrowili ich uniesieniem dłoni, po czym zniknęli za zakrętem.
Dojście do
głównego wejścia nie zajęło im dużo czasu; w środku fortu atmosfera wydawała
się spokojna, nigdzie nie było śladów walk – najwyraźniej Vallis nie miał aż
tylu zwolenników, jak uważał.
Zaraz po
przekroczeniu bram dopadł ich szeryf Cormick. Clarith kiwnęła na Neeshkę oraz
Khelgara, aby znaleźli ustronne miejsce, gdzie mogliby wypocząć przed dalszą
wędrówką, a sama została, by porozmawiać z mężczyzną.
— Komendant
Tann wrócił, z Vallisem już spokój, i wygląda na to, że patrole niedługo
zostaną wznowione. Nieźle, całkiem nieźle — zauważył z niemałym podziwem
szeryf, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
— Cieszę się,
że mogliśmy pomóc — przyznała ze znużeniem, ukradkowo ziewając i marząc już
tylko o tym, by spocząć gdzieś w cieniu drewnianego muru.
— Wydaje się,
że masz talent do rozwiązywania problemów — odezwał się ponownie Cormick, a
Clarith z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem.
Nie tak dawno
temu słyszała, że posiadała zupełnie inny talent – do przyciągania kłopotów.
Następne słowa
szeryfa wprawiły ją jednak w zdumienie:
— Przydałby mi
się ktoś taki jak ty i twoi towarzysze.
Clarith nie
wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko wymusiła uśmiech, słuchając
dalszej wypowiedzi.
— Kiedy
będziemy z powrotem w mieście, odpowiednio cię wynagrodzę — zapewnił ją gorąco.
— Kapitana Brelaina da się łatwo przekonać, że zasługujesz na jakiś drobiazg za
udzielenie pomocy.
Szeryf podszedł
do niej i mocno uścisnął jej dłoń, po czym poklepał po plecach.
— Jeśli
będziesz szukać pracy w Neverwinter, zajrzyj do koszar strażników miejskich. —
Wyprostował się, posłał jej ostatni uśmiech, po czym lekko przed nią skłonił. —
Ja już lepiej pójdę; zbyt długo tutaj zabawiłem.
Clarith z ulgą
pożegnała Cormicka, po czym dołączyła do już odpoczywających towarzyszy. Z tobołka
zrobiła sobie poduszkę i nim się obejrzała, odpłynęła w krainę snów, utulona
rozmowami żołnierzy i ludzi mieszkających w forcie.
~*~
Obudził ją
Khelgar niedługo przed zachodem słońca. Podał jej miskę pełną parującego
gulaszu, który przyrządziła jedna z żon stacjonujących w forcie żołnierzy, co
dziewczyna przyjęła z ogromną wdzięcznością. Zaczęła czym prędzej pochłaniać
zawartość naczynia, a w tym samym momencie podszedł do nich komendant Tann.
Wyglądał lepiej niż wcześniej, jednak zmęczenie nadal nie opuszczało jego
twarzy.
— Już
rozmawiałem z szeryfem Cormickiem — oznajmił, przez chwilę przyglądając się,
jak Khelgar ostrzył swój topór. — Patrole na drodze do Zachodniego Portu
zostaną natychmiast wznowione. Nie mogę uwierzyć, że Vallis dopuścił do takiego
wzrostu zagrożenia.
To i tak nie
zwróci życia wielu ludziom, którzy zginęli przez tego człowieka, pomyślała, ale
nie śmiała oznajmić tego na głos. I tak widziała, że komendanta zżerało
poczucie winy.
— Rozmawiałem
też z moim kowalem, nazywa się Jacoby. — Uśmiechnął się, gdy Khelgar uniósł
wzrok z nadzieją. — Kazałem mu, żeby udostępnił wam wszelkie dodatkowe
uzbrojenie, jakie można tu znaleźć.
Radość
krasnoluda sprawiła, że i Clarith spojrzała z wdzięcznością na jasnowłosego
mężczyznę.
— Poda wam
koszt tych przedmiotów. — Khelgar natychmiast spoważniał, co wprawiło Neeshkę w
rozbawienie. — Chciałbym móc wam je po prostu ofiarować, ale liczykrupy z
Neverwinter urwałyby mi za to głowę.
Khelgar z
oburzeniem uniósł palec, ale Clarith szybko go uciszyła, wciskając jego twarz w
mur i uśmiechając się z wdzięcznością.
— Dziękujemy,
komendancie.
Tann skłonił
się i odszedł, goniony przez czas oraz czekające na niego obowiązki. Rozeźlony
Khelgar roztarł obolały nos i zaczął mruczeć pod nosem barwne przekleństwa,
skupiając całą uwagę na toporze. Ignorował chichoty pań, swoją złość
ukierunkowując na niczemu winny oręż.
Clarith przez
chwilę obserwowała wzburzenie krasnoluda, a potem pomyślała, że przecież mogliby
co nieco zarobić. Tann z pewnością pozbędzie się kilku problemów z głowy,
zwłaszcza że ufał im i wiedział, jak dobrze radzili sobie z takimi misjami.
Odrzuciła miskę
na bok, zerwała się na nogi i dorwała komendanta niedaleko ich małego
obozowiska, gdy rozmawiał z jednym z podwładnych.
— Znalazłaby
się dla nas jakaś praca? — spytała z nadzieją. — Nie mamy pieniędzy, a kilka
monet więcej z pewnością przyda się przed podróżą do Neverwinter.
Po dłuższej
chwili zastanawiania się Tann w końcu odpowiedział:
— Wyznaczyliśmy
nagrodę dla tego, kto położy kres atakom bandytów na podróżnych. Jeśli chcesz
wiedzieć, co planowali, porozmawiaj z uciekinierami. — Wskazał na kilku
obszarpanych wieśniaków skulonych pod jedną z drewnianych palisad. — Chciałbym
im pomóc, ale nie wiemy nawet, gdzie szukać tych oprychów.
— Zajmiemy się
tym — obiecała, w duchu licząc na hojność fortu i ich mieszkańców. Miała tylko
nadzieję, że jej prawdziwi wrogowie nie dopadną drużyny pierwsi.
— Byłbym bardzo
wdzięczny — przyznał komendant z nadzieją. — Uciekinierzy też, tego jestem
pewien. Porozmawiaj z nimi, poznaj szczegóły.
W tym samym
czasie do rozmawiającej dwójki dołączył Khelgar Żelazna Pięść oraz nadal
niepewna Neeshka. Clarith pokrótce nakreśliła im nową misję, a wtedy diabelstwo
nagle odezwało się z dużą pewnością siebie:
— Chyba wiem,
gdzie mogą być ci bandyci. — Gdy ujrzała troje par oczu wlepionych w nią,
szybko straciła rezon, jednak nadal dzielnie kontynuowała: — Eee… w drodze do
Fortu Locke minęłam jedno obozowisko, ale nie zatrzymałam się, żeby je zbadać.
Krasnolud
wyglądał na zadowolonego. Zacierał ręce z uciechy, uśmiechając się szeroko.
— Warto by
poświęcić trochę czasu na uporanie się z bandytami… no i byłaby to dobra okazja
do poćwiczenia!
Rozbawiona
Clarith przeniosła wzrok z Khelgara na komendanta.
— Ten garnizon
chyba wzbudza duże zainteresowanie.
— To prawda —
potaknął Tann. — Fort Locke widział już wiele bitew. To żadna niespodzianka,
biorąc pod uwagę, że strzeżemy jedynej drogi prowadzącej do Bajora i z
powrotem. Ale mury wytrzymały wszystko – nawet tę krwawą walkę z jakimś Królem
Cieni. Nie uczestniczyłem w niej osobiście, ale słyszałem, że jeśli
kiedykolwiek Fort Locke był bliski upadku, to właśnie wtedy. W końcu te mury
nie powstały po to, by powstrzymać demony. Ale mimo to fort przetrwał. —
Komendant zamyślił się na chwilę, zmarszczył brwi, po czym dodał już nieco
ciszej: — Dlatego nie rozumiem, co zamierzał ten nekromanta.
— Może znalazł
jakiś słaby punkt — podsunęła niepewnie Clarith.
— Być może —
przyznał powoli Tann, jakby nie wierzył w to, że jego fort jakiekolwiek
posiadał. — Dlatego kazałem sierżantom dokonać gruntownego przeglądu naszego
systemu obrony. To miejsce przetrwało całe pokolenia. Nie chcę być znany jako
komendant, który w końcu je stracił.
Tann ruszył
powoli ścieżką, a Clarith dotrzymała mu kroku, nadal ciekawa wiedzy, jaką
posiadał ten mężczyzna. Khelgar oraz Neeshka szli z tyłu, zajadle kłócąc się o
ilość zdjętych przez nich wrogów.
— Co możesz mi
powiedzieć o Królu Cieni? — spytała Flomein, obserwując nieco zamyślony profil
komendanta.
Mężczyzna szedł
powoli, witając się niemal z każdym, kogo mijali.
— W garnizonie
mówi się, że był czarownikiem i dowodził hordą demonów — zaczął mówić. — Opowieść
wspomina też, że ludzie z Neverwinter w końcu osaczyli go i zabili w Zachodnim
Porcie, a wraz z nim zginęła większość mieszkańców wioski. Demony, którym udało
się przeżyć, uciekły na północ i próbowały zdobyć ten fort. Nie było mnie tam —
dodał po kilku chwilach milczenia, podczas których Clarith dostrzegła znajomą
postać wśród innych ludzi. — Jeśli wierzyć opowieściom, to była prawdziwa
jatka.
Dziewczyna
podziękowała komendantowi za niedługą historię, po czym szybko podeszła do
kupca, któremu uratowała już niejeden raz skórę. Witając się z nim, odniosła
wrażenie, że stał się częścią jej drużyny.
— I znowu udało
ci się przetrzeć dla mnie szlak. Teraz, kiedy patrole zostały przywrócone, będę
podróżować bezpiecznie. Wyruszę natychmiast, jak tylko spakuję swój ekwipunek.
Dziękuję wam. Znajomość z wami to prawdziwy zaszczyt.
Clarith po raz
ostatni uścisnęła Galena na pożegnanie i patrzyła, jak znikał między podróżnymi
przewijającymi się przez fort. Miała gorącą nadzieję, że tym razem uda mu się
dotrzeć bezpiecznie na miejsce przeznaczenia. Życzyła mu jak najlepiej, bo
ostatnimi czasy źle mu się wiodło i przeszedł za dużo jak na zwykłego kupca.
Odwróciła się w
stronę drużyny, po czym podparła się pod boki, mierząc każdego z nich uważnym
spojrzeniem.
— Ruszamy
zapolować na bandytów?
— Już sądziłem,
że nigdy nie zapytasz! — zakrzyknął podekscytowany Khelgar, niemal wyskakując w
powietrze z radości na myśl o zbliżających się pojedynkach.
Flomein
podziwiała hart ducha tego niewysokiego człowieczka.
Przy wyjściu z
fortu drużyna napotkała kapłana. Miał nietęgą minę – był czymś wyraźnie
strapiony. Clarith, niewiele myśląc, podeszła do mężczyzny z lekkim,
zachęcającym uśmiechem na twarzy.
— Czy coś się
stało? — spytała łagodnie, mając nadzieję, że był jednym z tych ludzi, którzy
napotkali problem z bandytami.
I nie myliła
się.
— Jestem
skromnym kapłanem Ilmatera — odpowiedział zapytany. — Na drodze do Highcliff
napadli mnie bandyci i zabrali mi święty symbol, który otrzymałem w chwili
przyjęcia do zakonu.
— I chciałbyś,
żeby go dla ciebie odzyskać — dopowiedziała Clarith, gdy mężczyzna zamilkł.
Ten przytaknął
i dodał:
— Ten symbol ma
dla mnie wartość nie tylko sentymentalną. Jest mi potrzebny do praktykowania
magii uzdrawiającej – daru, którym obdarzył mnie Ilmater. Służba Ilmaterowi
oznacza, że muszę nieść pomoc podróżnym, jak tylko potrafię najlepiej. Wędruję
pomiędzy fortem a Highcliff, udzielając pomocy tym, którzy jej potrzebują.
Sądziłem, że nawet bandyci nie napadliby kogoś takiego jak ja, ponieważ
ślubowałem pomagać wszystkim podróżnym – również tym, którzy nie postępują zbyt
praworządnie. Jakże się myliłem… — wymruczał już cicho, bardziej do siebie niż
do drużyny.
— Odzyskamy dla
ciebie ten symbol — powiedziała Clarith, posyłając zmartwionemu kapłanowi
pocieszający uśmiech. — Wiesz, gdzie mogą być ci bandyci?
— Niestety nie
— odparł mężczyzna. — Ale jeśli ci to pomoże, po obrabowaniu mnie uciekli na
północ.
Nagle odezwała
się Neeshka, która do tej pory wolała nie uczestniczyć w tego typu rozmowach:
— Jeżeli to ten
obóz, który mijałam, to kto wie, ile tam trzymają złota?
Clarith
przewróciła na tę wzmiankę oczami.
— Nie idziemy
rabować, tylko odzyskiwać skradzione przedmioty — przypomniała jej, choć wizja
kilku dodatkowych monet tanim kosztem nagle stała się dla Flomein kusząca, zwłaszcza
w tak ciężkich czasach.
— Oczywiście —
zapewniło gorąco diabelstwo, choć delikatny uśmiech błąkający się na ustach
zarówno jej, jak i krasnoluda utwierdził Clarith w przekonaniu, że z pewnością
ich nie upilnuje.
— Może mają
jakieś nieuczciwe zyski, z których moglibyśmy uszczknąć — zastanawiała się
głośno Neeshka, podjudzając tylko pozostałą dwójkę z drużyny.
Dziewczyna
zaczęła rozmyślać, dlaczego w ogóle przyjęła tę małą złodziejkę pod swoje
skrzydła.
Ruszyli w
stronę bramy, głośno sprzeczając się o podział łupów, choć Flomein starała się
ich uciszyć, a później odwieść od tego pomysłu. Krasnolud jednakże potrafił być
uparty, nie wspominając już o złodziejskim diabelstwie.
Nagle Clarith
poczuła zaciskające się na ramieniu palce. Spanikowana odepchnęła przybysza i
podświadomie wzniosła wokół siebie barierę ochronną. Khelgar i Neeshka
odwrócili się, jednak to nie był nikt wrogi – jedynie starsza, przestraszona
kobieta w podartym płaszczu.
— Przepraszam —
odezwała się wieśniaczka niepewnie — nie chciałam pani przestraszyć…
— Nic się nie
stało — odparła już uspokojona Clarith, niwelując działanie powłoki ochronnej.
— Możemy ci jakoś pomóc?
— Kapłan
powiedział mi, że idziecie szukać bandy złodziejaszków, którzy tutaj grasują —
odpowiedziała zapytana, obejmując się ramionami, jakby było jej zimno, choć
wieczór należał do niezwykle ciepłych. — Porwali mojego męża i pomyślałam
sobie…
— Jeżeli tylko
natkniemy się na niego, z pewnością go odbijemy — zapewniła ją Clarith,
posyłając kobiecie pokrzepiający uśmiech.
Twarz
wieśniaczki wyraźnie się rozjaśniła.
— Bogom niech
będą dzięki! Niech was błogosławią za waszą dobroć…
Nieznajoma
odeszła wyraźnie spokojniejsza oraz pełna nadziei, zaś drużyna została sama na
drodze, postawiona przed trudnym zadaniem – odnalezieniem garnizonu, odbiciem
więźniów i rozbiciem szajki.
Po ostatnich
dniach można powiedzieć, że to była bułka z masłem.
Super rozdział
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
Mam nadzieję, że już niedługo! :)
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj trafiłam na Twojego bloga i prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam, że to ff do Neverwintera, więc od razu zabrałam się do czytania, gdyż nad tą grą spędziłam wiele długich godzin.
Po takim "wstępnym czytaniu" mogę stwierdzić, że idzie Ci naprawdę dobrze, choć wydaje mi się, że na początku miałaś pewien problem z uwolnieniem się od mechaniki gry. Od piątego rozdziału jednak wplatasz coraz więcej od siebie, więc jest dobrze, bo sama wiem, jak ciężko jest od tego odskoczyć. Przypuszczam też, że to trochę wina tego samouczka, bo on, przynajmniej dla mnie, jest odrobinę durnowaty ;)
Co do kreacji bohaterów to wypowiem się więcej, gdy już przeczytam całość porządnie - dzisiaj skończyłam dwa pierwsze rozdziały, resztę tylko przejrzałam.
Chciałam tylko zwrócić uwagę na nazywanie Khelgara "człowieczkiem". Trochę mi to nie pasuje do naszego nieustraszonego krasnoluda (choć spodobało mi się, jak w rozdziale "Cmentarz" Khelgar obawiał się nieumarłych; od razu skojarzyło mi się to z Gimlim i z Traktem Umarłych, bardzo dobrze przedstawia to charakter bohatera). No ale do rzeczy: określenie "człowieczek" do Khelgara raczej nie pasuje, zwłaszcza jeżeli użyte jest w narracji; lepiej brzmiałoby to, gdyby na przykład Neeshka tak go nazywała, żeby go zdenerwować ;) (kurczę, mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, bo nie wiem, czy do końca jasno to wyraziłam).
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam serdecznie!
O rany, minęło... cholera, nawet nie wiem, ile dokładnie, ale bardzo dużo, odkąd ktokolwiek zostawił tutaj komentarz dłuższy od pytania, kiedy następna notka lub, że był fajny i czeka na następny xD Muszę przyznać, że Twój komentarz to dla mnie spore zaskoczenie :P
UsuńAch, no, od mechaniki bardzo ciężko się oderwać, ale mam nadzieję, że w końcu mi się uda (bo ciągle mam z nią problemy).
Muszę przyznać, że aktualnie nie myślałam nad kontynuacją rozdziałów, które już są. Chcę raczej... zacząć pisać od początku, czyli od pierwszej części, drugą na razie odkładając na bok i ją poprawiając. Zwłaszcza że ostatnimi czasy mam z nią niemałe problemy i obawiam się, że będę zmuszona kupić ją raz jeszcze, a przynajmniej podstawę, bo dodatek wydaje się działać bez zastrzeżeń. Anyway - może postaram się opublikować te rozdziały, które zdążyłam opublikować, a w tym czasie kupię pierwszą część i po prostu zaczniemy od początku. Bo i tak to, co mam teraz, najpewniej stracę, a wiem już, co poprawić, więc nowa wersja byłaby lepsza, I hope...
W każdym razie cieszę się, że tutaj wpadłaś i mam ogromną nadzieję, że zostaniesz na dłużej! :)
Pozdrawiam serdecznie!
To znaczy, o ile dobrze rozumiałam, chcesz opisywać pierwszą część Neverwintera? O kurczę, brawo za odwagę, wydaje mi się, że tam oderwanie się od mechaniki będzie jeszcze trudniejsze, bo tam to tylko idź-zabij-przynieś; druga część mimo wszystko jest o wiele łatwiejsza do opowiedzenia. Ale, tak czy inaczej, również chętnie to przeczytam, bo to z pewnością będzie spore wyzwanie :)
UsuńCo do problemów z grą (zakładam, że chodzi nadal o pierwszą część): może po prostu masz nieaktualną wersję patcha? Ostatnia to chyba 1.69; przynajmniej ja mam taką i wszystko śmiga bez zastrzeżeń.
Tak czy inaczej, czy zaczniesz od pierwszej części, czy będziesz kontynuowała tę historię, na pewno chętnie przeczytam :)
Taaaak, pierwsza część to mój aktualny cel :P Myślę, że będzie to fajne wyzwanie, będę mogła dodać coś od siebie, a nie tak jak w dwójce - trzymać się sztywno misji i iść jak po sznurku wraz z grą.
UsuńOch, nie, mam problem z dwójką. Z podstawą. Jedno, że buntuje mi się przy okazji postaci, jaką gram, a przy okazji tego, że nie zawsze wszystko technicznie gra tak jak powinno. Nie wiem, czy to wina płyty (gierka ma już trochę lat), czy czegoś innego, ale najpewniej już niedługo będę musiała ponownie zainwestować kasę w nową płytę.
Bardzo się z tego powodu cieszę! :) Mam nadzieję, że nie zawiodę! ^^
Oj tak, jedynka to spore wyzwanie, ale masz rację, można to nieźle zrobić. Tło akcji nie jest aż tak rozbudowane, więc można trochę poszaleć z interpretacją postaci. Jeśli masz jakiś ciekawy pomysł, to na pewno wyjdzie z tego coś dobrego ;)
UsuńCo do problemów z grą w sumie też dobrze byłoby sprawdzić, czy masz odpowiednie aktualizacje. Z tego co kojarzę gra była wypuszczona ze sporą ilością błędów (w pierwszej wersji pamiętam, że chyba w ogóle nie mogłam przejść gry).
Jak już zaczniesz pisać, to daj znać. Jestem bardzo ciekawa, co Ci z tego wyjdzie :) Pozdrawiam!
Ano, jedynka to na pewno będzie spore wyzwanie, ale, cóż - pisanie ff na podstawie gier komputerowych i próba przerzucenia takich historii w tekst jest sporym wyzwaniem i w cholerę uczy o samym pisaniu i budowaniu światów, a mi się to bardzo przyda w pisaniu własnych fantasy tych aktualnych, jak i tych w przygotowaniu :)
UsuńOstatnio nie mam czasu, żeby odpalić grę, ale faktycznie musiałabym sprawdzić aktualizacje. Jeżeli nie są aktualne, to pewnie znalazłam źródło problemów :P Ale pożyjemy, zobaczymy :D
Och, to jeszcze trochę, bo aktualnie chcę zrobić zapas w fantasy, które jest dla mnie ważniejsze od tego, ale pewnie niedługo zrobię jakieś podejście :)
O, mówisz zapasach "growych" czy książkowych? ;) Kurczę, trochę offtop nam wyszedł, ale z moich znajomych tylko dwie osoby się fantasy interesują, więc korzystam ile wlezie ;P
OdpowiedzUsuńPrzy takim pisaniu ff do gier, oprócz przerzucenia historii w tekst, trudne jest też pisanie czegoś nowego. Czytelnik zna przecież dobrze fabułę, więc jakieś nagłe zwroty akcji raczej go nie zaskoczą.
I to jest chyba najtrudniejsze, nie sam fakt w zasadzie CO napisać, ale JAK to zrobić. Dla mnie największą bolączką przy pisaniu ff do gier jest już nawet nie fabuła, tylko to, że w ramach "uatrakcyjniania" wprowadzam za dużo angstów bohaterów, co później przy czytaniu sprawia, że płaczę ze śmiechu i dzielę się tymi tekstami w zasadzie tylko z wordem albo z zeszytem ;)
Pozdrawiam i, jeśli nie masz nic przeciwko, zalinkuję Cię u siebie :)
Nieee, piszę drugą powieść fantasy i ona jest jakby na pierwszym miejscu - to ff na drugim, zresztą HF o wiele łatwiej mi pisać niż samemu wszystko budować, opisywać i tak dalej ;)
UsuńKorzystaj, korzystaj, ja zawsze chętna, by pogadać o takich rzeczach ;D
No, to prawda, ale myślę, że sam fakt, iż widzisz coś, w co grałaś, w formie słów i spójnej powieści wydaje się już zaskoczeniem i osobiście czerpię przyjemność z czytania takich rzeczy. Moja beta na przykład pisze między innymi ff na podstawie Dragon Age, a że grałam w DA, to czyta mi się jej historię z ogromną przyjemnością :)
Ja akurat aktualnie jeszcze jakoś mocno historii nie uatrakcyjniałam, ale podejrzewam, że na pewno będę musiała przy okazji pisania pierwszej części :P Ale fakt, sposób, w jaki chcesz wszystko przekazać, jest na pewno najtrudniejszy. Bo historię, wygląd postaci, wygląd lokacji i miejsca już masz - teraz tylko weź to opisz :P
Nie mam nic przeciwko, wręcz będę baaaardzo wdzięczna! :)
Wcale nie uważam, że znajomość fabuły jest czymś, co odbiera przyjemność z tekstu ;) Uwielbiam czytać ff chyba przede wszystkim wtedy, gdy główna fabuła schodzi trochę na boczny tor i można się skupić na różnych elementach, głównie bohaterach. Moimi ulubionymi pod tym względem są chyba ff do Baldur's Gate (nie wiem, czy grałaś, jeśli nie to polecam z czystym sercem), gdzie fabuła stwarza niesamowite wręcz pole do popisu.
OdpowiedzUsuńA ten nowy tekst też jest w świecie FR, czy może kombinujesz jakiś własny? ;)
W takim razie zaraz dodam Cię do linków i zapraszam również do siebie taniec-z-lotrzykami.blogspot.com ;)